Thursday 9 December 2010

# 791 - Endless Disease - Our Dawn is the End

Chlałem. Dlatego byłem tak mało aktywny, i dlatego po tak długim czasie dopiero dzisiaj robie następnego posta. I wiecie co? Jutro też się napierdole. Mam nadzieję, że skończy się tylko na zarzyganiu, bo będę otoczony największymi dewiantami jakich kiedykolwiek spotkałem, którzy tylko czekają żeby komuś wsunąć donga między plomby (jeśli imprezowaliście kiedykolwiek z kimś kto potrafi okraść lodówkę osoby która go nocuje, zostawić po sobie chlew i nawrzucać gospodarzom, to powinniście wiedzieć o kim mówię. Czyż nie, monsieur Z?). Jeśli uda mi się tam jutro dotrzeć, to skończę jak szmata na kiblu, mam nadzieję że z nienaruszonym anusem. Czemu akurat ta kapela? Bo jak pomyślę o syndromie dnia następnego po jutrzejszym, to skóra na kasztanach mi cierpnie. Podobne odczucie towarzyszyło mi pierwszemu spotkaniu z tą kapelą. Z miejsca ozwałem ten twór "najbardziej 'raw' płytą jaką słyszałem w tym roku" jeśli chodzi o twory z choć niewielką dozą pankroka, ale z perspektywy czasu widze że przesadziłem, tak samo jak z deklaracjami o trzeźwym umyśle i walce z systemem (teraz wspomagam go, zasilając Polmos kolejnymi kupionymi butelkami Barmańskiej i Luksusowej). Dobra, koniec wywodu na temat mojego problemu (a raczej hobby), czas trochę o tych brudasach. W sumie to pierwszy lepszy fan Regresu czy Aprilu powiedział by, że to typowa muza dla nagrobków, ociekający żywicą i koźlą spermą black metal. No cóż, pewnie i to po części prawda, z drugiej strony ja słyszę drażniące ucho typowo krastowe motywy. Prawda leży po środku - jak dla mnie płytka chłopaków z Endless Disease to kawał zajebistej roboty - mało który twór potrafi w równym stopniu zbrandzlować brudasa z długimi włosami i w skórze oraz brudasa z długimi dredami w butach z syntetycznej skóry. Trochę szkoda że tak krótko, bo chciało by się więcej (tak, tak, takie uczucie występuje nie tylko w sferze analu i ognistej wody przelewanej przez gardło) - niestety, trzeba mieć nadzieję, że chłopcy z Endless Disease pomiędzy wchłoniętymi dawkami C2H5OH znajdą czas na doczołganie się do studia i nagranie w spazmach deliry kolejnego masterpiece'a.

Endless Disease - Our Dawn is the End

MySpace: http://www.myspace.com/endlessdisease

No comments: